W pierwszym sezonie zagrało wszystko! Serial w przeciwieństwie do filmów Marvela był bardzo mroczny, dorosły, a do tego nie koncentrował się na ratowaniu świata. To zamknięcie akcji w obrębie jednej dzielnicy Nowego Jorku było odświeżającym pomysłem. Do tego fenomenalne sceny walki. Jednak największym plusem były dla mnie postacie. Matt, Foggy i Karen byli naprawdę świetni, a ich relacja dobrze przedstawiona. Jednak i tak wszystkich ich przyćmił fenomenalny Wilson Fisk! Ten gość kradł każdą scenę w której się pojawił i nie był jednowymiarowy.
Natomiast w drugim sezonie bohaterowie są... ogólnie mówiąc średni. Świetny jest Punisher, Wiedziałem, że Jon Bernthal, ale że będzie aż tak dobrze to się nie spodziewałem. Jego zachowanie, motywacja, wszystko grało i było świetne... przez chyba 4 odcinki. Później Punisher dalej był genialny, ale zszedł na drugi plan, a na pierwszym pojawiła się Elektra. Elektra jest jednym z największych minusów tego sezonu. Na początku gdy nie wiemy co i jak jest najzwyczajniej w świecie irytująca i niezbyt interesująca. Potem natomiast zaczyna się beznadziejny wątek romansowy jej z Mattem, który jest kompletnie niewiarygodny. Pomiędzy tymi postaciami nie ma w ogóle chemii. Cały czas gadają o swoim uczuciu i tak dalej, ale nie czułem tego. Do tego jej dylematy, w jednym odcinku rozprawia jak to nie będzie zabijać i tak dalej, by pod koniec tego samego odcinka zabić. Kompletnie niepotrzebny wątek tak naprawdę. Na osobną wzmiankę zasługuje Matt, który z ciekawej i lubianej przeze mnie postaci stał się jakiś mesjaszo-dupkiem. Nie wiem kto pomyślał, że to będzie dobry pomysł. Matt mnie bardzo często irytował. Z jednej strony przekonywał wszystkich do swojej racji, z drugiej traktował swoich przyjaciół jak cham.
Brakuje też wyrazistego złego, którym w pierwszym sezonie był Fisk. Tutaj mamy Nobu i jego ninja... Może i są w stanie zbudzić ciekawość czego tak naprawdę chcą, ale na pewno nie są intrygującymi postaciami. Fisk znowu niszczy wszystkich i aż szkoda, że pojawia się na tak krótki czas. Trzeci sezon ewidentnie potrzebuje wyrazistego antagonisty.
W drugim sezonie są też dłużyzny i ewidentne problemy z utrzymaniem uwagi widza (no konkretnie mojej). Pierwszy sezon połknąłem w 2 dni, bo ciekawy byłem ogromnie co będzie dalej. W przypadku drugiego niestety takie uczucia nie miałem. Zdarza się przejście od jednego wątku do drugiego bez jakiegokolwiek łagodnego wprowadzenia. Najpierw mamy wątek z Punisherem nagle bach z tyłka mamy motyw Elekty, Hand i tak dalej... Niemożliwe jest bym nagle się tak bardzo tym wątkiem zainteresował jak Punisherem. Piewszy sezon od początku do końca skupiał się na walce z Fiskiem, ten jest jakby poszatkowany. Momentami dzieję się za dużo, a innym razem jest nudnawo. Walk też jest nieco za dużo i przez to nie robią takiego wrażenia jak w pierwszym sezonie. Warto też podkreślić, że drugi sezon zdecydowanie odchodzi od realizmu na rzecz komiksowości. Mi to generalnie nie przeszkadza, ale na pewno niektórym tak.
Ogólnie sezon 2 jest niezły. Duży plus za początek i końcówkę, jednak w środku sezonu było monotonnie. Liczę, że w 3 sezonie zobaczymy fajniejszego Matta i jakiegoś wyrazistego antagonistę, bo inaczej może być gorzej.
Moim zdaniem II sezon dorównuje pierwszemu głównie dzięki nowej, ciekawej postaci Punishera. Trochę zaskoczył mnie wątek ninja, ale jakoś się do niego przyzwyczaiłem. Trochę mniejsze znaczenie ma Fisk. Ale i tak jest super.
Teraz zaczynam się bać, 1. sezon w opinii krytyków miał być najsłabszy, ale postanowiłem go zobaczyć, żeby zobaczyć pozostałe w normalnej kolejności. Niestety 1. okazał się być gównem absolutnym składającym się z samych dłużyzn, w których nic się nie dzieje, a bohaterowie wypluwają z siebie jakieś patetyczne banały dla debili, pomiędzy pierwszymi kilkoma odcinkami i ostatnim, ten sezon wypełniony jest po prostu samymi "bottle episodes", tak by fabułę na 4, góra 5 odcinków rozciągnąć do 13
No cóż, ja mam zupełnie odmienne zdanie. Trzeba pamiętać, że jest to współczesna sfabularyzowana wersja znanego komiksu i jest to kino rozrywkowe. Nie ma co szukać dziury w całym, wytykać banały, bezsensy scenariusza. Jako serial oparty na fikcji zaczerpniętej z komiksu sprawdza się świetnie i dobrze się go ogląda. Ja zgadzam się z ocenami większości krytyków.Swoją drogą do mnie bardziej przemawia Arthur Schopenhauer niż Nietzsche. Oczywiście, każdy ma swój indywidualny gust i inaczej odbiera każdy film, czy serial.
Problem w tym, że nie. To jest tania, typowo amerykańska produkcja rodem amerykańskich kablówek i to sprzed kilkunastu lat. Tak się właśnie kręciło i kręci tanie amerykańskie produkcje: jest ekspozycja i zakończenie, a środek jest improwizowany na bieżąco, by całość osiągnęła 12 odcinków. Netflix się właśnie z tego wywodzi.