Ośmielam się zaryzykować tezę, że rolę życia Król już prawdopodobnie odegrał i to nie gdzie indziej, jak w darwinowskich "Pogromcach przysłów". Szkoda tylko że tam jako Marcin tak szybko umarł i nie miał zbyt wiele czasu aby się wykazać. Tymczasem w "Koronie królów" dostaje mnóstwo czasu ekranowego, ale czasami aż chce się prosić żeby przestał (po scenie przy łożu Łokietka wciąż mam ciary żenady). Ironia?
W mojej ocenie grał znakomicie, mnie absolutnie przekonał jako początkujący pełen obaw król, a w końcu władca pełną gębą. Targany wciąż nowymi uczuciami, uciechami i tragediami. Coś pięknego że tak wspaniały serial z tak znakomitymi aktorami wypuściła TVP.