Przyznam, że postać głównej bohaterki filmu nie budzi we mnie sympatii, jaką relacjonują inni recenzenci. Benedetta Barzini wydaje się przede wszystkim hipokrytką. Z jednej strony pogardza światem mody, z drugiej nadal chodzi w pokazach oraz przyjaźni się z topmodelką Lauren Hutton. Wypowiedzi bohaterki dotyczące jej niechęci do fotografii i filmu – jako zakłamujących rzeczywistość – wydają się pustosłowiem, zestawione z ujęciami sesji zdjęciowej, w której bierze udział. Barzini pozuje na abnegatkę, która myje się raz w tygodniu, ale widzimy ją też wcierającą krem w twarz, a w mieszkaniu zalegają torby z logo drogich butików. Zgodziła się wystąpić w filmie syna, a jednocześnie wypomina mu to nieustannie, jest szorstka, opryskliwa i nieprzyjemna. Po czym w przypływie lepszego humoru wdzięczy się w sukience na jego prośbę, odtwarzając pozy z sesji mody w których brała kiedyś udział.
Relacja syna i matki sprawia wrażenie toksycznej. Być może kobieta cierpi na stan depresyjny i miota się, próbując przekreślić dotychczasowe życie, przy okazji wykonuje jednak gesty, które mogą ranić najbliższe osoby, w tym stojącego za kamerą syna – wyrzucanie w lesie rodzinnych zdjęć czy wypominanie, że praca modelki była dla niej wyrzeczeniem, którego podjęła się, by utrzymać dzieci. Bohaterka deklaruje, że chce „zniknąć”, co wydaje się raczej prowokacją i – być może – wołaniem o atencję ze strony starszej, samotnej kobiety.
W tym kontekście także fascynacja syna matką wydaje się niezdrowa. Chociaż rysy matki pozostają fotogeniczne, dokument nie pokazuje cech/osiągnięć Barzini, które przekonałyby widza, że bohaterka zasługuje na uwagę. Ostatecznie filmowy portret, jaki próbuje odmalować jej syn, nie wywołuje szczególnej sympatii.