U nas też się kręci filmy w tym stylu. Czyli akcja rozwija się, rozwija w żółwim tempie przez niemal półtorej godziny i nagle ciach, wszystkie wątki zostają rozwiązane i wszyscy rozchodzą się do domu.
Tak było chociażby w przypadku "Dom zły" Smarzowskiego, który mógł być filmem rewelacyjnym a był tylko dobry. Właśnie przez rozpieprzenie atmosfery finału.
I jeszcze trzeba się zastanawiać, o co chodzi z tytułem. Pionier?
To jest problem całego współczesnego kina europejskiego.