To bardzo osobisty i myślę, że dla reżyserki też autoterapeutyczny film. Ale to nie znaczy, że nie możemy odnaleźć w nim czegoś dla siebie i z siebie. Ja odnalazłam sporo w tych symbolicznych urodzinach dla matki będącej już tylko w umyśle i lepiej lub gorzej przepracowanych uczuciach.
Podwójna rola Tildy Swinton nie tylko genialna, ale też metaforyczna. W Saint Omer adwokatka w swojej końcowej przemowie powiedziała, że matki niosą córki w sobie, a córki matki i tak stajemy się swoistymi chimerami. O tym też jest ten film.