nie rozumiem czemu robi się tak przeintelektualizowany film o kimś kto raczej zwalczał nadinterpretacje i dążył do szczerości i czystości w przekazie?
Dlatego, że ludzie nie są w stanie uwierzyć, że facet napisał to, co napisał, i zawsze dogrzebują się aluzji do romansu z kuzynką. Pozostałość po lekcjach języka polskiego, gdzie rozkminia się 'co autor miał na myśli' i ryje życiorys Mickiewicza na pamięć. On NA PEWNO robił aluzje, inaczej nie byłby sławny.
Bo mimo że sam Dylan może i używał słów prostego przekazu, to przekaz nie był jednoznaczny i prosty bo posługiwał się historiami? (co pozostawia wyciąganie wniosków i interpretacje po stronie słuchacza)
Bo Dylan jako człowiek miał bardzo skomplikowaną osobowość?
Polecam przeczytać jakąś biografie o Bobie. Trochę pomoże w zrozumieniu formy tego filmu.